Przedrostki „bio” oraz „eko” coraz częściej pojawiają się w nazwach produktów oraz firm produkujących żywność, a nawet środki czystości. Przyciągają klientów kojarząc się z produktem naturalnym i zdrowym dla środowiska. Ich stosowanie jest jednak ściśle określone przez Unię Europejską.
Jednym z takich przepisów jest rozporządzenie Komisji (WE) nr 889/2008 z dnia 5 września 2008 roku ustanawiające szczegółowe zasady w sprawie produkcji ekologicznej i znakowania produktów ekologicznych w odniesieniu do produkcji ekologicznej, znakowania i kontroli.
Unia po wprowadzeniu zmian w oznakowaniu produktów zaczęła egzekwować przepisy. W ich świetle, nazwy zawierające przedrostki „bio” i „eko” mogą nosić tylko te firmy i towary, które posiadają odpowiednie certyfikaty potwierdzające, że m.in.: proces wytwarzania nie jest szkodliwy dla środowiska, surowce użyte do produkcji są nietoksyczne, produkt ani jego składniki nie są testowane na zwierzętach.
Z dniem wejścia w życie przepisów wiele firm zaczęło mieć problemy. Wiązały się one przede wszystkim z kosztami zmiany nazwy firmy, nazwy produktów, zaprojektowania nowego opakowania, przemalowania samochodów, zmiany oznakowania budynków i wszystkich elementów, które nosiły stare, „nielegalne” znaki towarowe.
Przepisy prawne mają na celu obligowanie firm i przedsiębiorstw istniejących na terenie Unii Europejskiej do szczególnej troski o środowisko. Muszą one nie tylko przestrzegać rozporządzeń, ale wykonywać audyty ekologiczne, zdobywać świadectwa i systemy zarządzania środowiskowego (np. ISO 14001).
Bycie eko jest trendy i opłaca się firmom. Jak wskazują badania przeprowadzone przez Instytut Gallupa, 94% wszystkich ankietowanych konsumentów zadeklarowało, że woli korzystać z usług lub produktów firm, które dbają o środowisko. Znaki ekologiczne oraz certyfikaty, którymi może pochwalić się przedsiębiorstwo mają olbrzymi wpływ na jego wizerunek.